Tadeusz Miciński

"Strąceni z niebiosów"

Kolosseum

Ruinom podobne serce moje - ruinom ogromnym i bezkształtnym. Mrok otulił rany moje, po lazurowych wschodach prowadzi mię zaduma w gwiazdy. Oryonie - bracie mój - w purpurowem zarzewiu wulkanów czytający księgę przeznaczeń - i Ty, siostro moja, Andromedo, przykuta do skał - i Ty, łamiąca dłonie Kassyopeo, której córę wzięło na pożarcie złe bóstwo - miłość - i Ty, Perseuszu, coś ujarzmił obłąkane loty swojej wyobraźni - i Ty, Liro - i Ty, Orle - i Ty najbliższa nam grzywo Centaura - - - o gwiazdy magowie, składający hołd wiekuistnemu Sercu! wzmocnijcie chlebem aniołów mnie - najciemniejszego z tułaczów po otchłani. Męczennicy, których krew użyźnia bryłę ziemi - dziewice, niewinniejsze od lilij - młodzieńcy, dzielniejsi od posągów - rozżarzcie serce moje w trybularz wonności. I wy, Geniusze, tworzący wszechład - ogień - wodę - powietrze i ziemię - eter - gwiazdy i przeznaczenie gwiazd - świeczniki boże siedmioramienne - skrysztalcie mię w klejnot wiedzy, na czarny węgiel rzućcie iskrę objawień. Aniołowie - otom dzwon zaryty w piasku, - na wysokich górach postawcie mię braciszkowie moi, abym dolinom opętanym w mroku zwiastował Ducha Pocieszyciela. O ruiny serca mego, ogromne i bezkształtne w mroku - poryte wąwozami cieniów, które nie wiem dokąd zawiodą - pełne więzień i klatek na potwory, łańcuchów - pordzewiałych od krwi i od łez - - - Czarodzieje filtrują jady w przysionkach mych - handlarze bronzu rozkopują łono moje - niewolnice kupczą wdziękiem Afrodyty - dumna młodzież rozpędza rydwany dokoła cyprysowych alej - lecz łasice gryzą się w ciemnościach, a świerszcze sykają nad upadkiem - i tylko gwiazdy wświecają się w sznur obłąkanych nieskończonością okien - a niebiosa rozwinęły się nademną jako szafirowe żagle. O przedwieczne rodzeństwo - aniołowie, geniusze i święci - dźwignijcie księżyc z fali morza zamarzłego - niechaj cyprysy moje napełni szmerami proroctw. W ciemności schodzi duch mój - w ciemności roztęczone od szronu gwiazd - łyskające kopułą czarodziejskiego zamku, gdzie białe rumaki strącane są w głuche jeziora

- a w fosforycznych grotach ucztują widma potępionych. Tysiącoletnie drzewa rozpaczy nurzają się w lodowych zatorach, płyną szeleszcząc ku bezdennym wirom - nad mglistym wyżłobionym lejem Anioł śmierci waży się w krwawym płomieniu, niby dogorywająca na wieży latarnia. Stało się - zapadły podemną niebiosa - kępa kwiatów pod stopą kamiennego olbrzyma i mrok zgęstniał dokoła.A nad głębiami Duch - gasi gwiazdy - i rozżarza wizye, świetniejsze od gwiazd.

Orland Szalony

Kwiat purpurowy marznie w lodowni w upiornych snach - dusza się błąka z zarzewiem głowni, by odgnać strach. Tam - na Golgoty krzyżu zawisnął skrwawiony kruk - harfa gra cicho - skrzydłami błysnął - u Jego nóg. A więc ty dziki śmiechu zwątpienia składasz Mu łzy? lecz to kość ludzką gryzły wśród cienia zgłodniałe psy.

*

Hej, z maurytańskich śpiewnych sal wybiega do mnie hurysa - czarny płomienny jedwabny szal z nagiego łona się zwisa. Cyprysy - księżyc - fontann szmer - zaczarowane ganki - oddałem wszystkie gwiazdy sfer za uścisk - Maurytanki.

*

Newady śnieżne zimne szczyty, gdzie orły z wrzaskiem krążą głodne, sosen pachnących malachity, mórz turkusowych szlaki wodne - - widzę - czerwony mam puginał i krwi na ciele mojem plama, gdym ją w uścisku już przeginał ona o śmierć prosiła sama.

*

Na szafirowej snów głębinie toną żałobne gwiazd mych łodzie. A cień olbrzymi jest na wodzie od chmury, która za mną płynie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . Oh, w ciemnym borze słowiki nucą - oh, na przestworze gwiazdy! Polecę - polecę - polecę - i umrę - u Twoich nóg - w głębokiej zimnej rzece - śniąc, że u Twych nóg. Dusza jak płomień biały przez morza leci w dal - ja rycerz Boga - lecz o skały zmiażdżyłem święty Gral. W przydrożnej wisiał iwie skrwawiony za mnie Mistrz - ja mam ran więcej! - orły żywię mem sercem - burzo świszcz!

*

Ach, w modrzewiowym dworze gdzie na kominku płonie żar(obroń tej myśli, Boże!) podejdę w ciemny jar - - - wilkołak! będę pił twą krew - i

twoje dziatki - - wydrę im z trzew ten jęk - co serce opiekielni - matki! - - -Zawyje wicher, zawierucha - i ujrzysz mojego ducha, jak twojego męża głowę będę wlókł - i uderzę nią o przydrzwia bronzowe. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . i ujrzysz mię wśród zamieci, jak będę go wlókł i krwawił - i wyć będziesz - ty - i twoje dzieci - a szatan będzie z borów błogosławił tej mocnej - jak śmierć - zemście.

Czarne Xięstwo

Pną się we mnie czarne kwiaty - złote kwiaty, krwawe kwiaty. Nim Adonai przeklął Kainowe plemię wirowały już te światy w ogniach Mocy i Tronów - i z kryształowych dzwonów płynęły w rajskich melodyach na ziemię. Ach, moich szaleństw złowieszcze bachmaty wichrem spadających komet uniosły mię w zamek Chimery - gdzie na krzyżach rozpięte ciała męczonych Andromed i niemych Sfingów twarze wniebowzięte.(...fosforycznie przyświecają w studniach głębokich - jednookich olbrzymów do się zapraszają...) Na rubinowym szczycie, oplątana w liany zodyaków i w sennych mgławic protosfery - ta Jeruzalem piekielna. Jako płonące świeczniki żarzą się wichrem rozszumione cedry. Wśród kolumn czarnych olbrzymiej katedry zaklęta postać leży Bereniki.(...a hymn jej grają zimowe bezdroża - a skrzydła nad nią roztaczają Samumy...)

*

Pośród nocy miesięcznej przez bory orszak magów płynie w adoracyi - nad słoniami złota kiść akacyi - to królowie wyklętej Gomory. W tańcu zwiewnym czarne bajadery lśnią skarbami podziemnej Golkondy - na warkoczach skrzą gwiazdy, drżą szmery, jak kwiat mango w ściskach anakondy. Wrzask tympanów, brzmią dzikie litaury, od pochodni goreją świątynie - to na Olimp się wdarły Centaury i w zadumie patrzą na boginię:(a hymn jej grają zimowe bezdroża - a skrzydła nad nią roztaczają Samumy). Nad cysterną - wśród gorącej splątanej zieleni kwiat niewoli brudną krwią się mieni i zatapia w mrok siny swe łona - duch za kratą wytęża ramiona.

*

Kiedy w rajskim dziwnym śnie, kołysany szeptem tulipanów, wmgły srebrzyste przyoblokłem Cię na dalekiej wyspie Oceanów(w dziwnym rajskim śnie) - szafirową w ogniach różę wydałem z mojego łona i łzy

szczęścia w gwiazd wichurze przetopiłem w blask Oryona - ach, ujrzałem Cię: przezemnie wyśnioną, przezemnie na wiek potępioną. Bóg mściwy wyrwał ten mój serca kwiat i wśród jaskiń księżyca pustyni duchy wężów się wzniosły w las pinij - a ze skał niebosiężnych gdzie był chram patrzył na mnie fosforyczny zimny gad - ze skał, gdzie się tuli śmierć do bram.

*

Ponad głębiami czarnych wód leżę w bezchwiejnym cichym śnie i marzę - że ty przyjdziesz mnie tam strącić - w swój piekielny gród. Na uczcie króla Baltazara sfałszował mag żydowski Daniel jej złote imię Upharisim. A imię znaczy: - nieśmiertelny - i bogom równy! - zejdź w zimny wilgny loch kościelny - i zabij tę, co w trumnie śni - - Mené - Mené - co w mroku lśni - - jej duszę - serce twe - - Mené - Mené!... - a ja Cię wzniosę - bóg piekielny - - ponad aniołów czyn niedokonany - ponad najgłębszą z gwiazd - o której mędrce marzą i szatany... O pani konających, nasyć oczy moje.

Lucifer

Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży, lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy - ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy. Ja komet król - a duch się we mnie wichrzy jak pył pustyni w zwiewną piramidę - ja piorun burz - a od grobowca cichszy mogił swych kryję trupiość i ohydę. Ja - otchłań tęcz - a płakałbym nad sobą jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach, jam blask wulkanów - a w błotnych nizinach idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą. Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga - i słońce - mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.

*

Mój duch łańcuchem skuty do ziemi zwisa się w przepaść piekielnych łon, a kiedy targnie skrzydły dźwięcznemi głuche się echoozwie jak dzwon. U stropu mego gwiazda się żarzy [serce me niegdyś kochało ją] w przeanieleniu złotych witraży ona się moją syciła krwią. I znowu płynie gwiaździsta rosa pocałunkami morderczych zórz - oh, duszo moja, - oh, me niebiosa rzućcie swe płomię w toń zimnych mórz. Nie pragnę słońca - osamotniony - z krzykiem złowieszczym upiornych snów, bogowie mogił - jam był pojony jak wy - ambrozyą - i mlekiem lwów. Organy grają

Requiem żalu, organy grają Centaurów zgon, jak Damajanti płacze po Nalu, tak burze, wichry, grady i szron - wieczne są we mnie, jak łzy w opalu.

Melancolia

Żyje we mnie jakiś głuchy płacz - jakiś szloch i płacz żyją we mnie - niby w grocie kropel wieczny szmer, monotonnych kropel tajny jęk. Ach, to pewno przez zbójców zamkniona ze złotymi włosami królewna,(kasztelanka lub może pasterka) - z pól słonecznych, zielonych porwana, zapomniana i w grocie zamknięta i na ostrych się głazach krwawiąca złotowłosa mej duszy królewna. Łzy jej płyną jak zimne opale - łzy jej płyną wśród nocy bez końca i w kryształy się lodów zwisają - w zamyślenia wiszące kryształy. Raz przypełznął za szmerem do groty - wąż kusiciel tych głuchych podziemi, usta chciwie przyłożył do zdroju, lecz się wzdrygnął przed blaskiem nieznanym. A wtem ujrzał w szafirach królewnę - i swe oczy głębokie, zielone - swoje oczy widzące w ciemnościach utkwił w bladą płaczącą królewnę - i mądrymi oczyma pocieszał i prowadził ją w otchłań głęboką - fosforycznie oczyma przyświecał - i prowadził ją w otchłań głęboko. Aż pod ręką skrwawioną, co szuka w mroku oparcia grać poczęły jak dzwony bólów zamarzłych kryształy: chór wyklętych pielgrzymów nuci pieśń grobu świętego, tarcze błyskają, miecze - wśród kolumn czarnych bazaltu - wstają z grobów olbrzymy - szał rozpędzonych rumaków niesie ich w ogniach kłębiących przed gniewny w piorunach Majestat. Nagle śpiewy zamilkły - głucha rozwarła się otchłań - widać wśród ścian obślizgłych mgłą wirujące jezioro. I na zwilgłym grobowcu drżąca spoczęła królewna w otchłań patrzy bezgwiezdną - w świątyń zagasłych jezioro. Wtem ją mocne ramiona objęły w krzyku bezdźwięcznym i uniosły nad otchłań skrzydeł sześcioro i ujrzała cudowną w blasku miesięcznym- twarz Lucifera.

*

Oto mej duszy świątynia - z czarnych, jak miłość, marmurów, gdziem lud spiżowych posągów zaklął nad głębią rozpaczy. Niech wicher morski gra, niech strąca lwów - Poskramiaczy w płynny wulkanów żar - w ogniowy pałac Ahurów. Tu napowietrzny most z bolesnych krwawych stygmatów między górami na morzu, jakoby nici pajęcze - i tu Cię będę niósł, jak chmura porwaną tęczę, na ten najwyższy cypl - w zorzy polarnej dwóch światów. I Tobie oddam regiony, co w skalnych zboczach

mej duszy, jak ametysty lśnią: sny prerye; sny jak miesiąc w borze, i tę ścieżynę modlitwy, ktorą szedł Chrystus raz w mroku. A dla mnie to bezbrzeżne kraterów gasnących morze, upiory świateł, wieczność, której już nic nie poruszy - chyba ten Bóg - co przyszedł mię potępić - w Twoim wzroku.

Kain

Wyszła mi z boru - w złocie warkoczy z twarzą indyjskiej Bogarodzicy - w błękitnych iskrach - w srebrnej przeźroczy - nadksiężycowej wieszczka świątnicy... Ach, rozkochały się w niej moje tęskne oczy - ach, - i zabrzęczał łańcuch mej ciemnicy. Jak wulkan krwawy w łonie Arymana, jak Samum, gdy się wichrami rozuzda - tak we mnie otchłań - gwiazdami przetkana leciała w państwo słoneczne Ormuzda. Ach, rozkochały się w niej moje tęskne oczy - ach, i zabrzęczał łańcuch mej ciemnicy. Nie wzbraniał mi jej smok, żelazna wieża, zdradny labirynt, ni królewskie ramię - miłość zwycięży wszystko - wszystko złamie - ale nie miłość drugą do pasterza Więc Śmierć przyzwałem - i śmierć odtąd żyje - i wszechświat cały grobowcem przywarła - - - - czuję mdły powiew - - - - w oczeretach gnije - - z tęsknoty - u nóg mych - umarła. Na pustej trzcinie rozpiąłem jej włos - nad śniącą rzeką schyliły się drzewa - wiatr cicho płacze - ptak mogilny śpiewa - to los mój - los!... głębiny tajne pruć - milczenia głuche mącić - jako stracona łódź od brzegu się odtrącić - mieć gwiazdy - gwiazdy rzucić - i tylko piosnkę nucić - to los mój - los!...

*

Magia mej duszy niechaj Cię wywołaz zarzewia komet czy z mroku przepaści - przyjdź - ustroimy w lotus nasze czoła i gibkie ciała nasze nard namaści. Pachną mi dziwnie Twoje złote włosy, jak prześwietlone senne kłosy. Twych oczu lazur, jak górskie jeziora, w których się pławi czarna sykomora. A Twoje usta, pachnące jak róże - chłodne - jak płomień zaklęty w marmurze. W ogrodach piersi kwitnące jabłonie, jakoby księżyc w mgieł srebrnych oponie. Biodra toczone ze słoniowej kości, jako indyjska świątynia miłości. O przyjdź - na liściach zwiędłych piszę ten sen mój obłąkany - rzucam je w strumień łez moich wezbrany - niechaj w anielskie odpłyną zacisze - - Ale mi włócznią swą miedzianą potrząsasz - i groźna jak mrok - roździerasz serce moje - czarną pianą dysze mi toń - ja pieczar tych smok - weź moje skarby i Twe zimne serce - opasz - niech błyszczy! Szmaragd Ci wspomni te zielone łąki, po

których szliśmy strojni w asfodele - rubin - czyścowe jeziora rozłąki - i miłość, którą oddałaś w kościele innemu - a dyament - moje serce dumne, stopione w ogniach i rzucone w trumnę. Na czole Twoim płomień chryzolitów, abyś widziała gwiazdy konające - ortoklast zimny, smutny jak miesiące zamrozi w oczach Twoich sen błękitów. Ale ci jeszcze składam te szafiry i perły jak chmury bezdomne, i krwawej jaszmy obłąkane wiry - na znak, że Ciebie nigdy nie zapomnę - pierścień Ci włożę z mrocznych karbonatów, bo się spotkamy - za progiem tych światów.

*

Kiedy Cię moje oplotą sny - jak białe róże - nie bój się kochać - ja - i ty w nieba lazurze. Ziemia, jak echo minionych dni, grające w borze, a nasze duchy wśród martwych pni wieszają zorze. Serce mi splatasz koroną gwiazd, hymnem warkoczy - podemną góry, wieżyce miast - nademną - oczy. Dziwnie się srebrzysz, aniele mój, w tęczowem piórze - fontanny szemrzą, gwiazd iskrzy rój - wonieją róże...

*

Jestserca kraj na modrej morza fali, gdzie Centaur dzikiej poucza mądrości, gdzie bór indyjskie rozwiesza wonności i w wodospadach rzeka się krysztali. Tam żyjesz Ty - i Bóg mi Cię zazdrości - i weźmie Cię - gdy serce moje spali.

*

Błękitnym echem letniej żarzy, szumem kwiecistych traw - głęboko na dnie lśni i marzy w czarze krateru staw. Podziemnych duchów serce szklane gra Bogu dziwną pieśń - jak Anioł dumne, nieskalane przez łzy, ni pleśń. Tu chciałbym marzyć w noc gwiaździstą na czole mieć Twą dłoń - i zejść przed jutrznią w uroczystą głęboką zimną toń. Lecz wiem, że wznosząc nad anioły rajów Ci oddam moc - sam w głuche muszę iść padoły w głęboką zimną noc.

*

Na księżycu czarnym wiszę patrząc w gwiazd gasnących ciszę. W mroku dumnym i bezgłośnym ze strzaskaną harfą snów płynę - szukam jej - nie odnajdę już.

Inferno

Wichry i dżdże - niebo od gromów rozdarte, węże błyskawic i wycie

szatanów - duch mój zgnieciony głębią Oceanów szyderstwem kłuje swą zastygłą wartę. - Ha, Belfegorze! doli twej zazdroszczę, bo ogień chłonąc, jak ptak nieśmiertelny - światów gasnących bard, książę udzielny - w Ławrach swych grzebiesz mar anielskich moszcze. Skrzył fosforycznie, choć mróz lodowaty ścinał me żyły. I wyciągnął skrzydło i pot uronił na żelazne kraty - syknęły z bólu - i pękły. Straszydło wszponia się we mnie swym wzrokiem bez powiek i szepce: masz mnie - jam twój skryty człowiek.

Ananke

Gwiazdy wydały nademną sąd: - wieczną jest ciemność, wiecznym jest błąd. - Ty budowniku nadgwiezdnych wież - będziesz się tułał, jak dziki zwierz, - zapadnie każdy pod tobą ląd - - wśród ognia zmarzniesz - stlisz się jak lont. A gwiazdom odparł królewski duch: wam przeznaczono okrężny ruch, mojej wolności dowodem błąd, serce me dźwiga w głębinach ląd. Poszumy płaczą mogilnych drzew, lecz w barce życia płynie mój śpiew. Ja budowniczy nadgwiezdnych miast szydzę z rozpaczy gasnących gwiazd.

Kallypso

Oh, brylantowe iskry na czarnym szafirze niebiosów - oh, sercamojego łabędzie.... grobowce straszą mnie, cyprysy w kirze, a jego niema, nie będzie.... Lira mi pękła na grani ołtarza gdybym chciała serce wypłakać swym śpiewem. Na górach pali się wulkanów żarza, jak kiedy leżał rozbitek pod drzewem. W bronzowej twarzy, okolonej mrokiem, paliły się oczy straszliwe: skrzydlate słońca gdzieś w jarze głębokim, dumne, szalone, złe a razem tkliwe. Raz - kiedy Centaur konał z mego noża -(poznaję teraz - kara boża....) Agralu! owoś pędził obłąkany po kamienistych puszczach i uroczną pieśnią zakląłeś gwiazdy, Kocytu szatany, abym ja była z tych, co w mękach nie śnią, powieki mając kleszczami obcięte - dni moje - jako trawy zżęte.... Bóg mi się zjawiał w czerwonym piorunie, za miłość moją darząc tron z niebiosów - lecz jam wolała wśród lilij i wrzosów słuchać rapsodu na śpiżowej strunie: noc - pożar - wyrżnięte narody i obłąkane widziadłem dziewice.... Leciały do mnie duchów korowody za swą królowę biorąc - Osmętnicę; więc czarodziejskie tworzyłam im raje - kwieciste, wonne zapomnień ruczaje.

Był zmierzch. A na dnie groty gwiazdy się w jeziorze złociły, jak połamane w hieroglif miesiące - on - na samotnej skale, wychodzącej w morze płakał - i słowa rzucał gorejące - krzyk przeraźliwy, niby orła w klatce - wnętrza zadrgały we mnie - a już w matce. .... Płyń! do ojczyzny tęsknisz pewnie - płyń!... nogi całowałam rzewnie. Z wichrem poleciał w burzliwej zawiei straszydła ścigać i lądy nieznane. Fal słucham morskich, zapatrzona w pianę, jako w trujący blady kwiat nadziei. O ty, co ziemne okrążasz padoły samotny ogniu! w zagrobowej ciszy siejący marzeń srebrnych asfodele - oto ofiarne ci składam jemioły - powiedz tej Mocy, która serc nie słyszy, że tak się zetli, jak serce - w popiele.

Korsarz

Żywiołem moim huragany wód. Lecz pomnę, żyłem nad brzegami rzeczki, poiły wonią mnie drobne kwiateczki i wierzb otaczał pieszczotliwy chłód. Migały rybek szybujące strzałki, jak pierś kobieca świecił piasek miałki - woda szeptała: baw się ze mną, baw... Wtem usłyszałem nademną w purpurze orły lecące piersią przeciw chmurze, jak przeciw Persom para greckich naw.I szał mnie porwał - i miecz zardzewiony rzuciłem w serce kochanki wyśnionej - i biegłem w puszcze, choć słyszałem jęk. A Bóg mnie przeklął. Ja przekląłem Boga. Odtąd me serce nie zna, co jest trwoga i mowy innej, nad fal ciemnych dźwięk. Na skałach leżał okrętowy tram. Topór do ręki. Wypłynąłem śmiało słońcu naprzeciw, co jeszcze nie wstało. Nademną orły dwa. Ja człowiek - sam.

*

Tak jestem smętny, jak kurhan na stepie - a tak samotny, jak wicher na morzu - a tak zbłąkany, jak liść na bezdrożu - a tak zwinięty, jak połoz w czerepie. Straszą mnie widma i tajemne zbrodnie, śpiewają rajów skrzydlate Ahury - gdybym rozedrzeć mógł na sercu chmury rzucałbym gwiazdy sercom bezpodobnie! Gdybym ja nie był druid skamieniały, bóg bez wieczności i król bez korony - gdybym ja nie był ptak morski szalony - gdybym ja nie był od męki zczerniały, gdybym ja nie był jak śpiew na mogile - powiódłbym - na Termopile!

*

W zaczarowanym lesie, pełnym jaśni błądzą głębokie cienie, pełne łez - ach, serce moje drży od łez, jak dziecię przerażone w baśni. Na śniegu złote lśnią kaczeńce, lilowy szafran, blady szczaw - słońcu się kłonią: my

straceńce, lecz Ty nas w róży świetnej zbaw. A słońce szydzi na lazurach: powiędną róże, zmierzchną bzy - lecz ja was pomszczę w ciemnych chmurach - dobędę piorun z waszej łzy.

*

Nademną leci w szafir morza obłok, pojony mlekiem gór - nademną śpiewa ptaków chór - motyl, kochanek lilij łoża... A ja pod mrokiem łzy-kamienia sączę swój ciemny jad, - lecz śmiać się będę z przerażenia tego, kto zerwie kwiat.

*

Rycz burzo! wichrze, potargaj te sznury, w których mię dławi nędzny karzeł - ziemia - i rzuć na przestwór, gdzie duch się oniemia w kabalistyczny poemat natury. Mroku podziemny! Twe głuche urwiska wiodą mnie w grobów zapomnianych szpaler - ja - Prometeusz przykuty do galer - lękam się zimnych gwiazd urągowiska. Ogień tajony serce moje kruszy, jako lodozwał granitową skałę. Pelion na Ossę! morza rozszalałe, wulkany, słońca na zdobycieduszy - i cóż posiadłem? kwiat z niebieskich pól - cichy, bezkresny - niepojęty ból.

Król w Osyaku

"Lew się ducha we mnie sroży "i rzuca się i rwie ludzi "wprzód, nim się rozum obudzi". Łuną rozpaczy zażegając sioła zbiegłem, żywota nie chroniąc przed tużbą. Innego nie chcę, prócz ciszy, kościoła, fałszywcom nie chcę być swakiem, ni drużbą - niechaj nas morza przedzielą i step - w miejsce korony wdziałem wilczy łeb. Polszcza... kochałem ja się w twych rumieńcach, którymi zorza wschodziła z za boru - i w twoich złotych warkoczach i w żeńcach - i w łyskawicach letniego wieczoru, i w ryku żubrów, idących na spoj.... od szlochu pęknie pierś... Boh moj! Przez ducha mgły i w zbroic chrzęście widzę ten cudny gród - w sadach wiśniowych i w złocie. Tutaj zdobyłem cześć - i tu straciłem szczęście - tu greckiem wino lał bogini mej - Tęsknocie - tu Antygony cień ślepy mi przyzwał Mag - i tu wśród ciemnych burz słuchałem dzikich sag. Hej, przy księżycu srebrnemi podkowy zmiatałem kowyl z drużyną po stepie.... Hej, znawały mnie panieńskie alkowy, bo serca rubin pieśniami rozszczepię! ja prosty rycerz - bard słońca i pól więcej zdobyłem królestw, niźli - król. Raz - osaczywszy połowieckie wieże zsiadłem, rannego mając tabuńczyka - a słońce krwawe już otwarło dźwierze, przez

które dusza Bogu się wymyka; a na kurhanie stary Bojan grał - miedziane struny wieszczą pieśnią rwał. I zmilkł. Ujrzałem olwijską kniaziównę na koniu wcwał lecącą z Czarnomorza - Stanęła, klęka. Oczy gwiazdom równe wbija mi w serce, mówiąc: "ta krwi zorza - "to moje władztwo! zgliszcza - to mój dom! "biegłam - monachów mając z nożami - lub srom. Com odrzekł - nie wiem, bo chóry Eonów już mnie objęły w grające pierścienie - i blask poczułem, jak jeden z tych Tronów na których gwiezdne oparł Bóg sklepienie. Szliśmy - tęczami obryzgani ros z kurhanów leciał dziwny - rajski głos. Lecz któż, o Panie, zmierzył Twe krawędzie i wieczność morza przelał do swej dłoni? Któż wie co było - i któż wie, co będzie?za spadającą gwiazdą któż pogoni? Pani! jedyna moja - wszechświat w Tobie poznałem, bom go ukochał przez Ciebie! i jeśli teraz żyję smętny w grobie, to z wiarą że się ocknę w Twojem sercu - w niebie. Ach, gdym Cię złożył na marach otrutą - bólami ściętą twarz - źrenice szklane - tom ja przysięgnął taką pomstę lutą, jak Duch - co pisał ogniem: Thekel-Mane! Przez nocy tysiąc szukałem zbrodniarza, w gusła zabrnąłem i w czarne zaklęcia - Szatan objawił: zbrodniarz u ołtarza - - służy mnie - ale ma wygląd jagnięcia - - służy mnie - ale go oddam bez żalu - - ażebyś poznał bratyma w szakalu. - Tyś go paiżem swym zasłaniał w sieczy - - niejedna tobie zań przylgnęła rana - - ale jest zdrady pełen duch człowieczy, - gorszej - niż ciało paląca toffana. - Idź w grób - i legnij pod ciemnemi jodły, - wszystkie cię gwiazdy prócz jednej - zawiodły. - I tę jedyną - Tobie zadmuchnięto. - Ale masz w sobie, czego nikt nie zżarzy: - Prometeiczny ogień - duchów święto - - w zamurowanym lochu blask witraży... Coś mówił jeszcze - koń mój zdębion trwogą - szedł jakiś żebrak lichy wiejską drogą. Rozsiekłem. Z świstem lecąc przez mokradła, deptałem węże jako srebrne struny - a z borów na mnie leciały widziadła i twarz zielona z nadpróchniałej truny - wtem kościół. Z koniem wjechałem do nawy, lud śpiewał. Chrystus patrzył na mnie łzawy. "Nie będę Tobie służył, Jezu miły, "boś nie jest Bogiem gwiazd ani ananki". Na wieży dzwony same rozdzwoniły i same gasnąć poczęły kaganki - on - słońce krzyżma wzniósł - lecz patrzył groźno - już leżał w krwi... Ja król - ja sędzia - archanioł sumienia - zbirem stanąłem przed lico ojczyzny. Czemuż w mem sercu nie dotknęła blizny, którą korona mi wryła cierpienia - czemuż na gwiazd mych nie patrzy agonię - krzyżową mękę moją: rex poloniae! Jeśli niewinny - niebo mu otwarłem, sam żyjąc w piekle miłości straconej, jeślimęczennik - jak lew go rozdarłem, ciemnym nieszczęścia grotem przebodzony - bo huczy we mnie tak ogromny dzwon, że gdy uderzy - to aż w Boga tron. Kto tu?

znów przyszedł... oczyma przebija - szepce - tak cichy rozpacznie i blady "Jam święty - zbawił mię Chrystus Maryja" - precz maro! szatan cię wysłał na zwiady - któż wie cokolwiek? dusza ciemny bór - dusi mię - słońca! - wieków chór... Jak cicho... w małym ogródku przy celi - czerwone maki i modre baldaszki i te dziewanny, jak w złocie anieli i migocące lazurowe ważki... Czy z mazowieckich jezior wy? czy na jej kurhanie gra pieśniarz? czy w borach tam słychać szlochanie? ...I odleciały!... a jam ryknął płaczem - gardzą - nieszczęścia królem i tułaczem. Ojczyzno! mych krwawiących kości nie złożę w Tobie - bobym Piotrowinem świadczył, wbrew ducha miłości - żeś mi macochą była, choć ja - synem.

Lamentacye

Szumi wicher - płacze, w gałęziach jodłowych - dokądże mnie wiodą bogunki żałobne? - Poprzez góry, morza - przez wulkanów jamy powiedziem braciszka na trójsen głęboki. W pierwszym śnie on wyśni lico ukochanej i będzie z nią płynął po złotych jeziorach; a w drugim śnie bory, pałace wysokie, miesiące czerwone i serce Chrystusa; a w trzecim: głębokie groty lazurowe i gwiazdy grające - i że jest - szczęśliwy! O siostry żałobne - czemuż mię niesiecie w zimne kurytarze nad stojącą wodą? Ale nie odrzekły - twarz mi zakrywają i grają i łkają na czarownym flecie.

Baśń

Śpią wierzchołki gór w fioletowej mgle - tajemniczy bór ukołysał mnie - i przytulił mnie - usynowił mnie - i do siedmiu cór powiódł w białej mgle. Błyszczy zamek szklanny na czarnym ostrowie - a kwitną dziewanny i maków pąsowie... Na bawolim zagrał rogu siwy groźny Bór - wypłynęło na jezioro siedm królewskich cór. Ta Bez serca, jako hiacynt, jak hiacynt różowy, a Z wężami - jak lilija - lilija anielska; nad Umarłą szybowały krogulce i sowy, a Zaklętą owionęły mórz głębokich zielska. Dumna rozpacz - na harfie lazurowej grała, Kwiat niewoli -łańcuchy do gwiazd przykuwała, a Nieznaną - tęczowe kryją mi welony i jak pierścień Saturna, grają złote dzwony. Do łodzi mię proszą na bezchwiejne tonie - i kwiatem paproci operlają skronie - i płyną wśród skał pod mostem kamiennym - idzie pacholę z krzyżem promiennym.